PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=31670}

Tam, gdzie rosną poziomki

Smultronstället
7,9 32 002
oceny
7,9 10 1 32002
8,4 32
oceny krytyków
Tam, gdzie rosną poziomki
powrót do forum filmu Tam, gdzie rosną poziomki

Argumentacja:

1. Nakreślanie postaci profesora odbywa się poprzez dialog, nie poprzez akcję,
zauważcie, że gdzieś na początku filmu, w jednej ze scen rozgrywających się w
samochodzie, Marianne wytyka profesorowi wszystkie jego wady, bardzo dokładnie
kreśląc mapę jego postaci widzowi. I w ten sposób Bergman uczynił punkt wyjścia dla
swojego bohatera przed widzem! My, widzowie, nie jesteśmy w stanie poczuć, zobaczyć
tych wszystkich niuansów osobowościowych, wspomnianych w dialogu. Fakt jest taki, że
na początku filmu, profesor jawi się widzowi w dokładnie taki sam sposób, w jaki jawi
się na jego końcu- uśmiechnięty, sympatyczny, nieco wycofany starszy pan. Wszelkie
zmiany odbywają się gdzieś na marginesie, nie doświadczamy ich, jesteśmy o nich
łopatologicznie informowani, między innymi za pomocą

2. Snów, pozbawionych jakiegokolwiek napięcia dramatycznego. O lęku przed śmiercią
doktora, dowiadujemy się oglądając za długą, napakowaną metaforami scenę z
zegarem i trumną. Sto razy bardziej interesujące byłoby doświadczenie lęku doktora
razem z nim, w jakiejś prawdziwej sytuacji, no bo przyznajcie szczerze, czy tak
zrealizowana scena sprawiła, że zaczęliście współodczuwać z bohaterem? Poczuliście
jego lęk? Nie. Dowiedzieliście się o nim, zostaliście poinformowani. Człowiek nie
identyfikuje się z abstrakcyjnymi alegoriami, a przynajmniej sto razy mniej niż z
prawdziwymi sytuacjami, to jest fakt. Oczywiście ktoś może powiedzieć, że postać
bohatera była tak zamknięta w sobie, że taki lęk widzowi można było uzmysłowić jedynie
poprzez projekcję jego (doktora) podświadomości, ale jest to nieprawdą, ponieważ
wszystko to jest możliwe do opowiedzenia sytuacjami, niuansami w tych sytuacjach.

3. Kolejnym mankamentem tego obrazu jest jego teatralność. Jest to właściwie dosyć
częste u Bergmana, ale o ile na przykład w "Siódmej Pieczęci" (poza końcową sceną)
konwencja ta jest wpleciona dosyć zgrabnie, o tyle tutaj jest zwyczajnie irytująca.
Bliźniaczki- za każdym razem kiedy się odzywały miałem ochotę wyrwać sobie uszy,
Koszmarna scena płaczu byłej kochanki profesora- o ile w teatrze ten sposób gry
aktorskiej nie razi, o tyle w filmie sprawia, że od postaci bije jakąś straszną sztucznością
i manierą, a o uzyskanie takiego wrażenia Bergmanowi raczej nie chodziło. Najgorzej
zrealizowana była chyba jednak scena wypadku. Samochód należący do tego
małżeństwa został wywrócony na drugą stronę, a oni jak gdyby nigdy nic, wychodzą,
witają się, żartują! Ani śladu szoku! Raz jeszcze jesteśmy o czymś jedynie
poinformowani tekstem: "żona i ja jesteśmy w lekkim szoku", ale po postaciach ani
odrobinę tego nie widać. To już jest po prostu głupie.

4. Postać Bibi Andersson (Sara) i jej towarzyszy- oni także spełniają w tej historii rolę
jedynie chodzącej metafory, uzasadnienie dramaturgiczne istnienia tych postaci dla
filmu jest żadne. Tę samą historię można opowiedzieć bez ich udziału, są jej zupełnie
zbędni. Ich funkcja ogranicza się do zajmowania tylnego miejsca w samochodzie, żeby
symbolizować minioną młodość i jej ideały.


Nie uważam, że film jest zły. Oglądało mi się go w miarę przyjemnie, nie nudził, a scena
z matką jest fantastyczna. "Tam, gdzie rosną poziomki" jest jednak obrazem
zdecydowanie przecenianym.

ocenił(a) film na 5
kosobi

Rzeczywiście trudno mi się z większością Twoich spostrzeżeniami nie zgodzić. A te które odebrałem inaczej nie maja wpływu na całość obrazu. Mnie też ten film szczególnie nie poruszył.
Niektóre z zawartych w nim prawd są w dzisiejszych czasach (albo powinny być) oczywistością. Tj odpuszczenie przeszłości, pogodzenie się z samym sobą. Ale jestem sobie w stanie wyobrazić że w latach pięćdziesiątych to mogło być czymś nowatorskim. Zresztą i dziś dla części osób takie podejście do siebie może być nie lada odkryciem.
Film rzeczywiście przyjemny w odbiorze. Może poprzez nieśpieszny obraz, a może poprzez zjawiskowo ładne aktorki. Tak czy inaczej warto obejrzeć, chociażby po to, żeby zobaczyć jak od tamtego czasu zmieniło się podejście do kina.

użytkownik usunięty
kosobi

Ad1 postać profesora powstaje dzięki jego wyobrażeniom, które się zobrazowują w drodze na uroczystość - odebrałam to tak, jakby oglądał swoje życie pod lupą ("szkiełko i oko", bo w końcu profesor), z innej strony (tj z dystansu i z pozycji uczonego poznaje siebie). Dzięki temu można poznać dokładnie, kim b y ł, przez retrospekcję. Zrozumienie przeszłości buduje jego obecny charakter.
Ad2 Akurat sceny z zegarem i pustym miastem były bardzo trafione (obrazy Dalego, Chirico czy Magritte'a), wzbudzały jakieś emocje, nie pozostawiały obojętnym (przynajmniej mnie). Wydaje mi się, że sny był motywacją do przemyślenia życia, tzn pojawiają się najpierw, więc są przyczyną wspomnień i rozrachunku. I początkowo kojarzyło mi się to z niemym filmem "pan Baron", tyle że tam było więcej śmiechu.
Ad3 tu się zgadzam, szalenie rażąca sprawa
Ad4 Może w kontekście biernego życia profesora, któe wynika z retrosp

kosobi

Łojzicku, jak późno. To będę się streszczał:
Ad. 1: Jak wyżej. To nie jest nakreślenie postaci profesora, tylko tego, jak odbiera go jego synowa, dla porównania z tym, jak drastycznie zmienia się jej zdanie po wspólnej podróży.
Ad. 2: Bo filmy Bergmana nie mają angażować emocjonalnie. To nie jest thriller tylko dramat psychologiczny. Ma zastanawiać. I właśnie dlatego te sny zostały nakręcone tak, a nie inaczej.
Ad. 3: Trochę poczucia humoru nie zaszkodzi ;)
Na litość, czy naprawdę taką trudną rzeczą jest dostrzeżenie tak ewidentnej autoironii? No więc to była (jedna z wielu w tym filmie) scena, w której Bergman w sposób ewidentny i jawny wyśmiewa własny patos. To samo się tyczy bliźniaczek zresztą.
Ad. 4: Minioną młodość? Ideały? Bo mnie się coś wydawało, że to najzwyczajniejszy w świecie element komiczny oparty na bezcelowej dyskusji tych dwóch na temat "Czy Bóg istnieje?", która ostatecznie kończyła się na zwykłej szczeniackiej bójce. Co do ich "zbędności dla fabuły" - a gdzie ty w tym filmie widzisz jakąś fabułę? Przecież on cały jest jedną wielką metaforą. Fabuła? "Dziadek wsiada do samochodu, podróż przebiega bez większych przeszkód, dociera na czas na ceremonię i w niej uczestniczy, a na miejscu jeszcze godzi się z synową". Jakby ten film opierał się na fabule, byłby prawdopodobnie najgorszym filmem wszechczasów ;P

ocenił(a) film na 9
ponder

Lepiej bym tego nie ujęła. Zgadzam się w całej rozciągłości. :)

kosobi

uwielbiam te twoje przesycone kretynizmem posty

ocenił(a) film na 7
Shadow_dawnego_ggggggg

Ten jeden raz się z tobą zgodzę.

Post sprzed pięciu lat, słabo mi jak go czytam. Niefortunnie jest najbardziej zlajkowany... nie mam co liczyć na to, że przepadnie w czeluści komentarzowego limbo.

ocenił(a) film na 10
kosobi

To napisz jak obecnie podchodzisz do tego filmu, i w czym twoja opinia uległa zmianie :)

ocenił(a) film na 7
kosobi

dawaj na nowo

kosobi

Pamietaj ze film byl nakrecony 1957 roku.

Obejrzalem go dzis po raz pierwszy i uwazam ze skupiles sie zupelnie nie na tym co jest najwazniejsze.
Jego piekno jest zupelnie gdzie indziej. To na pewno nie jest teatralnosc, ani zbyt nachalne moralizatorstwo.

Ten film to pajeczyna, to siec polaczen, przenikanie sie czasu, wieku i lat, snu i jawy. Spotkanie sie samego siebie na roznych etapach swojego zycia. Mozliwosc ogladania siebie przez nas jak i przez bohatera. To jakby nalozenie na siebie kilku przezroczy ze zdjeciem siebie z roznych okresow swego zycia. Ale trzymanych w swoich dloniach.

Bardzo kreatywny i dobrze zagrany film, z duza iloscia pieknych kobiet, dobra scenografia, przyjemnym spokojnym tempem i niezlymi zdjeciami.

Proponuje obejrzec go jeszcze raz i koniecznie w wersji HD.

kosobi

Ad. 3 Znasz jakichś Szwedów? Norwegów? Zdziwiłabym się gdyby w scenie wypadku małżeństwo opuściło samochód w stanie silnego szoku, roztrzęsienia. Skandynawowie, to często ludzie spokojni, zachowujący zimną krew w sytuacjach, w których ja emocjonalna Polka dostałabym ataku serca. Reasumując - ta scena na pewno nie była głupia. Jeśli nie potrafisz na nią spojrzeć z punktu widzenia różnic kulturowych to może warto na nią spojrzeć po prostu humorystycznie.

ocenił(a) film na 10
kosobi

nie

kosobi

Absolutnie nie zgadzam się nazywanie tego arcydzieła filmem przeciętnym, co sugeruje podobieństwo do wielu innych. Łatwiej przełknę subiektywne oceny typu nudny, niezrozumiały, staroświecki (to już nieco obiektywniejsze). Co ciekawe, argumenty wypisane są rzeczowe, ale dla mnie to zalety, nie wady. Wypunktował to zresztą bardzo trafnie ktoś inny, więc nie będę się powtarzał. Sny podobnie upiornie metaforyczne sam miewam. Młodzi ludzie pokazują świetnie zaczątek nowoczesnego świata, zwłaszcza dziewczyna stanowi ciekawy kontrast i jest jak na owe czasy dość nowoczesna. A konflikt chłopców o istnienie Boga przypomina podobne dylematy w powieściach Manna a nawet Dostojewskiego. Jakkolwiek odbierać ten film nie jest on podobny do innych, jest na wskroś oryginalny, a więc nieprzeciętny. A krytyki techniczne, typu przedstawienie wypadku itp. - nie można porównywać technicznej strony filmu z lat 50-tych i to raczej niezbyt wysoko budżetowego ze współczesnym. A i tak wiele tam było nastrojowości i subtelności obrazu.

kosobi

Zgadzam się, Jak zwykle u Bergmana nie odkrywamy sami postaci, nie rozumiemy jej wyborów ani motywacji bo nie dostajemy wskazówek z jej życia, historii która daną postać ukształtowała. Dostajemy tylko jednostronny, wycięty z kartonu obraz. Musimy zaakceptować rzeczywistość filmu i postaci "bo tak", na wiarę i bez obiektywnego uzasadnienia....

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones